Wymysł antycywilizacji?


  Chciałam poruszyć ten temat już od dawna, ale nie wiedziałam jak się do tego zabrać. To bardzo delikatne, bardzo osobiste, przez co odkładałam to wciąż na później. Dzisiaj jednak trafiłam na ten film autorstwa CallMeKat, utalentowanej dziewczyny z Polski, mało u nas znanej, bo tworzącej po angielsku. Sam film nie sprowokował mnie do napisania tego tekstu, to komentarze mną wstrząsnęły.


  To bardzo dobry film. Pięknie zmontowany, pełen niesamowitych kadrów, ale co najważniejsze bardzo dobrze tłumaczący co dzieje się w czasie depresji. Wiadomo, każdy przypadek jest inny, ale tutaj zostały pokazane uniwersalne podstawy, coś z czym ja mogę się utożsamić i wiele innych osób zapewne też. Z resztą pisały o tym w komentarzach. W tych lepszych, bo zdarzyły się i takie:


  I wiele innych. Powiedzieć, że poczułam złość po przeczytaniu tego to mało. Takie wypowiedzi wzbudzają mój sprzeciw, pokazują kompletną ignorancję autorów. A ignorancja jest gorsza od faszyzmu. Do tego zaprzeczają istnieniu czegoś co sama przeżywam w mniejszym lub większym natężeniu, zależnie od dnia. Wyobraźcie sobie pierwszego Europejczyka, który widział słonie i chciał podzielić się swoim odkryciem z innymi. Idąc tropem tych komentarzy wyglądałoby to mniej więcej tak:

-Słuchajcie! Widziałem tam ogromne zwierzęta, ciężkie, na czterech nogach, z wielkimi uszami jak wachlarze i długim nosem, którym zrywały liście i trawy!

-Co ty, takie zwierzęta nie istnieją.
-To tylko wymysł tych, którzy chcą zniszczyć naszą cywilizacje.
-Szukasz tylko atencji.
- Zajmij się czymś pożytecznym, masz za dużo wolnego czasu.


  Absurdalne, prawda? Jednak dla mnie to ten sam poziom. Pomijam już to, że depresja jest chorobą, jej skutki odczuwa nie tylko psychika, ale również organizm, a szczególnie mózg. Nikt nie krytykuje chorych na raka, czy niedoczynność tarczycy. Chociaż pewnie i tak znajdą się tacy, którzy stwierdzą, że "sam się prosił, bo palił/obżerał się" itd. Ale przynajmniej wierzą w istnienie tych chorób. 

  Depresja to chyba taki mityczny stwór jak Yeti albo Wielka Stopa. Krążą wokół niej legendy jak o lożach masońskich i tak samo jak o nich tylko nieliczni wiedzą na czym tak naprawdę to polega. Bo nawet jeśli uważasz się za znawcę, całej prawdy dowiesz się tylko przez własne doświadczenie. A nikomu tego nie życzę, nawet największemu wrogowi. W przypadku depresji lepiej jest nie wiedzieć "jak to jest".

  Mogłabym opisać tutaj moją depresję. Mogłabym opowiedzieć o tym jak jest na dnie, jak nienawidzi się samego siebie i nie ma dokąd uciec. Tyle, że moja historia nie wniesie nic nowego do tematu, tylko kolejne doświadczenie. Piszę to, bo chcę żebyś pomyślał. Zanim napiszesz komentarz w stylu tych powyżej, zanim machniesz ręką na czyjś problem, zanim powiesz "pozbieraj się". Nawet jeśli nie wierzysz w istnienie depresji, to pamiętaj, że mówisz do osoby, która czuje tak samo jak Ty, może nawet jest nieco wrażliwsza, dlatego tak się przejmuje, pewnie ma niskie poczucie własnej wartości, może jest nieśmiała co tylko utrudnia wiele sytuacji. Jeśli faktycznie cierpi na depresje może miewać myśli samobójcze (jeśli Ty je masz lub znasz kogoś takiego zajrzyj tutaj, znajdziesz tam numery telefonu pod którymi uzyskasz pomoc), a wtedy potraktowanie jej w sposób z komentarzy może być szczególnie niebezpieczne.
Pamiętaj o tym, że to choroba kobiet i mężczyzn, bogatych i biednych, towarzyskich i nieśmiałych, nastolatków, dorosłych, starszych a nawet dzieci. Można mieć miliony, kochającą rodzinę, prawdziwych przyjaciół, wspaniałą pracę i pomimo tego chorować.
Pamiętaj, że depresja to nie smutne czarno-białe obrazki na tumblr, ani narzekanie, że smutno bo praca nie taka, sprawdziany z matmy i nie stać na nowe najki. To nie gorszy dzień i smutek po nieudanym występie czy egzaminie. 
Depresja to raczej stosy zasmarkanych chusteczek, spuchnięte od łez oczy, stany lękowe, kompletna apatia, złość, gniew, bezsilność, brak sił na to by wziąć prysznic, całe dnie spędzone w piżamie, poczucie winy, pragnienie śmierci, ucieczki, zniknięcia. Czasem to też chęć zmiany zduszona gdzieś na dnie pod resztą odczuć.


Jeśli znasz osobę w depresji i chciałbyś jej pomóc, bardzo się cieszę. Zawsze chętnie udzielę Ci choć kilku wskazówek bazując na moim doświadczeniu.

A jeśli jesteś jednym z ignorantów i nadal za nic masz depresję, to bardzo Cie proszę, zastosuj się do swoich własnych rad i  rusz dupę i zajmij się czymś pożytecznym, żeby uchronić nas od antycywilizacji, zamiast szukać atencji stosując mowę nienawiści.

Ciao,
Martyna

Ludzie wrony.


    Jeśli wejdziesz między wrony musisz krakać jak i one. Znane przysłowie ma w sobie wiele prawdy. Wchodząc w dane towarzystwo czujemy podświadomie przymus dopasowania się, stania się częścią grupy. Zawsze jednak te "wrony" przedstawiano mi w negatywnym świetle, mówiono mi, że towarzystwo mnie zepsuję, zacznę chodzić do klubów, palić, wagarować. A gdyby tak, wbrew temu co zawsze słyszałam, zrobić wszystko na odwrót?

     "Wrony" nie zawsze są złe, mogą stać też po drugiej stronie barykady. Takie "dobre wrony" potrafią nas swoim krakaniem wznieść wyżej niż kiedykolwiek byliśmy, sprawić że staniemy się najlepszą wersją nas samych. Żeby tak się stało musimy uświadomić sobie, że to my wybieramy "wrony", którymi się otaczamy, nie one nas. 

     Toksycznych "wron" jest wiele, często trudno je rozpoznać, jeszcze trudniej jest odsunąć je od siebie. Bo powiedzmy sobie szczerze, choćby taka osoba robiła nam dużą krzywdę i ograniczała nas, nadal mamy z nią wiele dobrych wspomnień, być może nadal ją kochamy lub uważamy za przyjaciela. I przez to trudno przyznać przed samym sobą, że jej towarzystwo jest dla nas nie odpowiednie, że nic z tego nie będzie. 

     Może jest tak, że trzeba się kilka razy sparzyć, przeżyć taką relację, a kiedy ona się skończy wyciągnąć wnioski samodzielnie, nabrać dystansu i następnym razem zbudować coś dużo lepszego, wybrać "dobre wrony" i zacząć krakać jak one. Pewnie na początku będzie trochę bolało, ale później w świadomości narodzi się ta myśl, że przecież jest się wystarczająco dobrym, pięknym, zaradnym, że nie trzeba nikomu ulegać. I co najważniejsze, jest się wyjątkowym i nie zasługuje się na towarzystwo, o które trzeba się starać. 

      Zadanie na dziś: wejść w towarzystwo "dobrych wron", takich które rozumieją, wspierają, mają wielkie pasje i potrafią śmiać się z siebie. I stać się człowiekiem wroną o takich właśnie cechach. Od razu będzie jakoś lżej, serio. 

Ciao,
Martyna

Polacy to smutny naród.



    Mam okazję obserwować codzienne życie Włochów, staruszków rozmawiających na placu, babcię zajmującą się małą Mariną, właściciela restauracji i jego pięknej żony, dwudziestokilku latków na motocyklach. Każde z nich wydaje się mieć w sobie jakieś ciepło, serdeczność, najzwyczajniejszą w świecie radość. Starsi mają zmarszczki od częstego śmiechu. 
     Żona właściciela restauracji ma około pięćdziesiątki, maluje mocno oczy, ma farbowane  ciemnoblond włosy, a na sobie zawsze coś niebieskiego. Wydaje się być młodsza od połowy moich znajomych. Ma klasę i lekkość. Uśmiecha się. 
      Babcia Mariny ma długie siwe włosy, nosi spódnice do połowy łydki i koszule w kwiaty, co rano wiesza pranie i śpiewa wnuczce. Wydaje się być młodsza od połowy moich znajomych. Ma klasę i lekkość. Uśmiecha się.

     Spojrzałam na moich rodziców, mają zmarszczki od smutku, zmartwień i stresu. Kąciki ich ust same opadają. Przypomniałam sobie babcię, wujka, sąsiadkę, w końcu sama spojrzałam w lustro. Permanentna melancholia wyryta na twarzy. 
     I tak ma cały nasz naród. Nie wiem czy zrobiły nam to lata zaborów, wojna czy komunizm, ale mam wrażenie, że umartwianie się to u nas cnota. Upodobaliśmy sobie bardzo tą martyrologię. Każdy Polak Kordianem, każdy Polak Konradem. Aż dziw, że Werter był Niemcem, a "weltsmerz" to niemieckie słówko. 
    Znam szczęśliwych Polaków. Tych, których znam osobiście policzę na palcach, reszta to głównie blogerzy więc jacy są poza siecią nie mam pojęcia. W każdym razie każdy z nich się tego szczęścia musiał nauczyć. Ja się właśnie uczę. I nie wyobrażasz sobie ile zebrałam krzywych spojrzeń i nieprzychylnych komentarzy. 

     Nie wiem co jest z nami nie tak. Nie wiem dlaczego bycie szczęśliwym na co dzień i brak fałszywej skromności, za to niezachwiane poczucie własnej wartości są "takie zachodnie". Nie wiem. Wiem tylko, że nie chcę dłużej być dekadentem. Czas przestać się bać i taplać w bagienku melancholii, i w końcu chwycić życie za gardło. Cokolwiek inni nie powiedzą. 

Życzę Ci żebyś na starość, tak jak Włosi, miał zmarszczki od uśmiechu.


Dzięki za Twój czas,
Martyna

Jak skutecznie i bezboleśnie popełnić samobójstwo


    Od dawna świat wydawał mi się być nieprzyjaznym miejscem pełnym fałszu, miejscem, w którym nie spotka mnie nic dobrego. Tą parszywą dzielnicą miasta, do której lepiej nie wchodzić po zmroku. Moje życie długo było sinusoidą nagle zmieniających się nastrojów, od względnej stabilizacji po kompletne dno. Latami ciągnące się kompleksy, obniżony nastrój, bezsenność, problemy z koncentracją, niskie poczucie własnej wartości czy strach przed kontaktem z ludźmi do teraz wywierają wpływ na moją codzienność. Choć większość z tych zmór już pokonałam nadal odczuwam ich konsekwencje. Dlatego jeśli cokolwiek z mojej wyliczanki towarzyszy Ci od dłuższego czasu, proszę, nie ignoruj tego. 


    Zdarzyło mi się uderzyć o dno z zawrotną prędkością. Zdarzyło mi się nie jeść przez kilka dni i nie wstawać z łóżka. Zdarzyło mi się płakać z bezsilności i wewnętrznego bólu, od którego nie można uciec. Zdarzyło mi się myśleć o samobójstwie. Zdarzyło mi się planować i szukać sposobu na odebranie sobie życia. Zdarzyło mi się też porzucić te myśli i odbić się od dna. 

    Dlatego chcę Ci powiedzieć, właśnie Tobie, że nie ma sytuacji bez wyjścia. Wiem, że go nie widzisz, ja też nie widziałam. W okół jest ciemno, ale musisz szukać po omacku, kaleczyć się o kamienie i potłuczone szkło, ale w końcu je znaleźć. Odważ się wyjść do ludzi. Jeśli nie możesz liczyć na rodzinę, albo przyjaciół (bo często nie potrafią zrozumieć zupełnej pustki) zgłoś się do lekarza. Dobry psycholog pomoże Ci się pozbierać na tyle żebyś mógł się odbić. Bo tego nikt za Ciebie nie zrobi. 



    Jeśli trafiłeś tu szukając sposobu na samobójstwo, jeśli zaszedłeś aż tak daleko w swoich planach, proszę Cię żebyś zaczekał jeszcze chwilę. To naprawdę nie jest wyjście. Pamiętaj, że zostawiasz świat w okół, rodzinę, przyjaciół, złotą rybkę, czy kota. I nawet jeśli ten argument do Ciebie nie trafia, bo straciłeś wszelką wiarę, to i tak pomyśl o tym jeszcze chwilkę. Kiedy Kochanowski pisał "Treny" był w podobnym stanie, rzucił swój stoicyzm, do Boga miał pretensje, zwątpił w niego i uznał, że nic już nie ma. Ale pozbierał się i pisał nadal. I Ty też możesz. 

Dlatego porozmawiaj z kimś zaufanym, z psychologiem, szkolnym pedagogiem, albo zadzwoń pod jeden z tych numerów:



116 123 - Telefon zaufania dla osób dorosłych w kryzysie emocjonalnym

22 425 98 48 - Telefoniczna pierwsza pomoc psychologiczna
116 111 - Telefon zaufania dla dzieci i młodzieży 
801 120 002 - Ogólnopolski telefon dla ofiar przemocy w rodzinie "Niebieska Linia"
800 112 800 - "Telefon Nadziei" dla kobiet w ciąży i matek w trudnej sytuacji życiowej


Wiem, że czasem żadne argumenty nie trafiają, że wydaje się, że nic już nie ma i nic nie może pomóc. Ale pamiętaj, że wszystko zależy tylko od Ciebie, musisz wstać sam i nikt nie zrobi tego za Ciebie. Zobaczysz, że warto. Kiedy już to zrobisz poczujesz się dumny z samego siebie. Być może pierwszy raz od dawna. 


A teraz chwila dla blogera: ten wpis powstał z inspiracji akcją. Poświęć chwilę na napisanie swojego wpisu, udostępnij chociaż podane wyżej numery telefonów. Możesz tym komuś pomóc.